Koralowy sweterek
Projekt, nad którym najwięcej w tej chwili pracuję to projekt nr 4. Zaczęłam w połowie czerwca a potem bywało różnie. Włóczkę kupiłam dość dawno i miałam nadzieję, że zdąże z niej coś zrobić zanim lato się skończy.
Zaczęłam w samolocie ze Szwecji do Poznania. Robiąc coś w trasie lubię by było to coś łatwego, bez liczenia oczek i spuszczania - i wtedy jest dobrze zacząć coś nowego i to od pleców.
W samolocie zbyt dużo nie zrobiłam ponieważ miałam narzucić 253 oczka na tył i przód razem. No i liczyłam, liczyłam, i liczyłam, i się nie doliczyłam aż do lądowania samolotu. A potem działo się tyle, że na druty czasu nie było.
No, ale po powrocie czekał mnie następny wyjazd... To był raj na drutach! Mnóstwo czasu, słońce, leżaczek i druty. Moja druga połowa wraz z innymi facetami zajmowali się jeżdżeniem po lasach i polach na motorach - i to na dodatek, który szybciej. Nasza młodzież zajmowała się samą sobą a mamuśki miały czas na spacerki, czytanie książek i... dzierganie.
To były piękne dni! Mój sweterk urósł w zawrotnym tempie, no i ja odpoczęłam sobie pod gruszą, bez internetu bardzo dokładnie. Opalenizny też się nabawiłam więc te dni będę zawsze miło wspominać.
Zrobiłam tyle, co na poniższym zdjęciu, potem się zatrzymałam i czekam na wenę do dziergania. A póki co dbam o moje pelargonie w przerwach od pracy. Na zdjęciu moja pelargonia Frank Headly.
Zaczęłam w samolocie ze Szwecji do Poznania. Robiąc coś w trasie lubię by było to coś łatwego, bez liczenia oczek i spuszczania - i wtedy jest dobrze zacząć coś nowego i to od pleców.
W samolocie zbyt dużo nie zrobiłam ponieważ miałam narzucić 253 oczka na tył i przód razem. No i liczyłam, liczyłam, i liczyłam, i się nie doliczyłam aż do lądowania samolotu. A potem działo się tyle, że na druty czasu nie było.
No, ale po powrocie czekał mnie następny wyjazd... To był raj na drutach! Mnóstwo czasu, słońce, leżaczek i druty. Moja druga połowa wraz z innymi facetami zajmowali się jeżdżeniem po lasach i polach na motorach - i to na dodatek, który szybciej. Nasza młodzież zajmowała się samą sobą a mamuśki miały czas na spacerki, czytanie książek i... dzierganie.
To były piękne dni! Mój sweterk urósł w zawrotnym tempie, no i ja odpoczęłam sobie pod gruszą, bez internetu bardzo dokładnie. Opalenizny też się nabawiłam więc te dni będę zawsze miło wspominać.
Zrobiłam tyle, co na poniższym zdjęciu, potem się zatrzymałam i czekam na wenę do dziergania. A póki co dbam o moje pelargonie w przerwach od pracy. Na zdjęciu moja pelargonia Frank Headly.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje odwiedziny i pozostawienie kilku słów.
Pozdrawiam bardzo ciepło ♥