Kiedy niemoc dziergania graniczy z depresją
Czy zdarzyło ci się kiedyś, że dzierganie lub jego brak sprawiało, że źle się czułaś?
Mi prawie nigdy, bo robienie na drutach jest przecież drutoterapią. Ale właśnie ostatnio był taki czas, że bardzo mi nie szło i trudno mi było znaleźć konkretną tego przyczynę.
Może dlatego, że często prułam, a może dlatego, że wciąż dziwnie się czułam po ostatnim przebytym przeziębieniu, czy też grypie - jakkolwiek to zwał.
A może też dlatego, że świat stał się taki dziwny pomimo, że jeszcze całkiem niedawno uważałam, że żyjemy w bardzo dobrym świecie i jakoś się do tego nowego stanu rzeczy jeszcze nie dopasowałam?
Po prostu mój obraz świata runął i nawet druty nie miały mocy, by ten wizerunek uratować.
Druty i robótki zawsze były dobre na wszystko, ale tym razem nie wystarczyły.
Albo w ogóle coś im było, bo mi ciągle mieszały robótkę i często prułam. I to bardzo często wciąż ten sam i ten sam kawałek.
A robótka, którą prułam to właśnie ta na poniższym zdjęciu. Nie napiszę więcej na ten temat, nie pokażę więcej na zdjęciu, bo jest to projekt otoczony głębszą tajemnicą, który będzie obnażony w późniejszym czasie. Na razie tyle mogę pokazać.
Jak już dałam sobie radę z pruciem i dokończyłam tę nieszczęsną robótkę wypadło mi dużo innej pracy. Tzw. papierowej. No cóż taka praca też jest i trzeba ją wykonać. Ale tym razem dała mi ona po kościach. Zmieniałam oprogramowanie, a w takich sytuacjach nie bywa wesoło. I nie dość, że druty wcześniej wykończyły mnie mentalnie, to potem jeszcze te papiery i cyfry, które w żaden sposób nie chciały mi się zgodzić.
Jak się okazuje nawet przy totalnym psychicznym zmęczeniu można dojść powoli do siebie. Trzeba tylko sobie to postanowić i przede wszystkim dać sobie czas i nie rzucać się w poważne projekty. Wystarczył mi tydzień by zgromadzić w sobie energię i poczuć się ponownie dobrze.
Mi prawie nigdy, bo robienie na drutach jest przecież drutoterapią. Ale właśnie ostatnio był taki czas, że bardzo mi nie szło i trudno mi było znaleźć konkretną tego przyczynę.
Może dlatego, że często prułam, a może dlatego, że wciąż dziwnie się czułam po ostatnim przebytym przeziębieniu, czy też grypie - jakkolwiek to zwał.
A może też dlatego, że świat stał się taki dziwny pomimo, że jeszcze całkiem niedawno uważałam, że żyjemy w bardzo dobrym świecie i jakoś się do tego nowego stanu rzeczy jeszcze nie dopasowałam?
Po prostu mój obraz świata runął i nawet druty nie miały mocy, by ten wizerunek uratować.
Druty i robótki zawsze były dobre na wszystko, ale tym razem nie wystarczyły.
Albo w ogóle coś im było, bo mi ciągle mieszały robótkę i często prułam. I to bardzo często wciąż ten sam i ten sam kawałek.
A robótka, którą prułam to właśnie ta na poniższym zdjęciu. Nie napiszę więcej na ten temat, nie pokażę więcej na zdjęciu, bo jest to projekt otoczony głębszą tajemnicą, który będzie obnażony w późniejszym czasie. Na razie tyle mogę pokazać.
Jak już dałam sobie radę z pruciem i dokończyłam tę nieszczęsną robótkę wypadło mi dużo innej pracy. Tzw. papierowej. No cóż taka praca też jest i trzeba ją wykonać. Ale tym razem dała mi ona po kościach. Zmieniałam oprogramowanie, a w takich sytuacjach nie bywa wesoło. I nie dość, że druty wcześniej wykończyły mnie mentalnie, to potem jeszcze te papiery i cyfry, które w żaden sposób nie chciały mi się zgodzić.
Jakby wszystko postawiło się przeciwko mnie.
Oczywiście i z tej rundy wyszłam zwycięsko, ale z wielkim uszczerbkiem energii.
Co robię kiedy czuję małe poziomy energii?
Łapię za druty, ale na nich musi być obowiązkowo jakaś bezmyślna robótka. Jeśli takiej nie mam to wyciągam jakiś projekt dziergany według wzoru kogoś innego, żeby nie myśleć, nie liczyć, nie planować, nie mierzyć.
Ale tym razem nie miałam czegoś takiego i nie chciałam zaczynać czegoś nowego, bo przecież w Zmaganiach Drutoterapii obiecałam kończyć UFOki. I nie tylko dlatego, że obiecałam, ale też dlatego, że chcę je pokończyć i uwolnić z nich druty nie chciałam zaczynać czegoś nowego.
No nic, wyciągnęłam więc sweterek, w którym miałam jeszcze do zrobienia trochę na gładko rękawów. I tak już się potoczyło, że po kilku dniach odpoczynku psychicznego i robienia tylko lekkich rzeczy rozrysowałam do końca żakard i zaczęłam dziergać dalej rękawy.
Powiem szczerze, że i tutaj się pomyliłam. Okazało się, że wcześniej źle obliczyłam zwężanie rękawa i przed żakardem musiałam trochę pokombinować, żeby zgubić więcej oczek. Ale jak rozpiszę wzór to to poprawię.
Sweterek jest w obłędnym kolorze i robiony jest dwoma nitkami. Jedna to Merino Lace, a druga to Kid Silk. Obie z Austermanna, kupione swego czasu w Biferno.pl.
Oczywiście i z tej rundy wyszłam zwycięsko, ale z wielkim uszczerbkiem energii.
Co robię kiedy czuję małe poziomy energii?
Łapię za druty, ale na nich musi być obowiązkowo jakaś bezmyślna robótka. Jeśli takiej nie mam to wyciągam jakiś projekt dziergany według wzoru kogoś innego, żeby nie myśleć, nie liczyć, nie planować, nie mierzyć.
Ale tym razem nie miałam czegoś takiego i nie chciałam zaczynać czegoś nowego, bo przecież w Zmaganiach Drutoterapii obiecałam kończyć UFOki. I nie tylko dlatego, że obiecałam, ale też dlatego, że chcę je pokończyć i uwolnić z nich druty nie chciałam zaczynać czegoś nowego.
No nic, wyciągnęłam więc sweterek, w którym miałam jeszcze do zrobienia trochę na gładko rękawów. I tak już się potoczyło, że po kilku dniach odpoczynku psychicznego i robienia tylko lekkich rzeczy rozrysowałam do końca żakard i zaczęłam dziergać dalej rękawy.
Powiem szczerze, że i tutaj się pomyliłam. Okazało się, że wcześniej źle obliczyłam zwężanie rękawa i przed żakardem musiałam trochę pokombinować, żeby zgubić więcej oczek. Ale jak rozpiszę wzór to to poprawię.
Sweterek jest w obłędnym kolorze i robiony jest dwoma nitkami. Jedna to Merino Lace, a druga to Kid Silk. Obie z Austermanna, kupione swego czasu w Biferno.pl.
A jak już sobie odpoczęłam trochę przy dzierganiu tego przemiłego i energetycznego sweterka dokończyłam wzór na wcześniej zrobione już skarpetki.
Tzn wzór był już napisany, ale przy testach i po testach zawsze trzeba jeszcze taki wzór doszlifować. Więc zebrałam się do szlifowania i opublikowania wzoru.Jak się okazuje nawet przy totalnym psychicznym zmęczeniu można dojść powoli do siebie. Trzeba tylko sobie to postanowić i przede wszystkim dać sobie czas i nie rzucać się w poważne projekty. Wystarczył mi tydzień by zgromadzić w sobie energię i poczuć się ponownie dobrze.
A wzór skarpetek jest oczywiście do nabycia w moim sklepie tutaj i na Ravelry tutaj.
Obecnie 30% zniżki do końca niedzieli 17 maja.
Szkoda przegapić więc kliknij już teraz i pobierz wzór.
No i na koniec jeszcze Zmagania Drutoterapii.
Tak, nareszcie udało mi się nagrać kolejny odcinek. Długo nie nagrywałam. Dlaczego? Mówię w tych zmaganiach. Pozdrawiam ciepło!
No i na koniec jeszcze Zmagania Drutoterapii.
Tak, nareszcie udało mi się nagrać kolejny odcinek. Długo nie nagrywałam. Dlaczego? Mówię w tych zmaganiach. Pozdrawiam ciepło!
Właśnie wczoraj obejrzałam dwa zaległe zmagania. dobrze Cię widzieć w dobrej formie. Bardzo podoba mi się twój energetyczny w kolorze sweter. Ciekawa jetem żakardu, jaki wymyśliłaś. Jeśli chodzi o skarpetki, to obecnie robię swoją pierwsza parę, najprostszą jaka może być. Chcę się z nimi oswoić. Do tej pory unikałam ich robienia. Teraz stwierdziłam, że izolacja sprzyja podejmowaniu wyzwań. Pozdrawiam ciepło i życzę wytrwałości i sił do pokonania przeziębienia:))))
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ☺ Skarpetki są fajne i wcale nie są trudne. Jedyne co mogę powiedzieć to dziergaj! ☺
UsuńTak, druty są dobre na poprawę samopoczucia. Kiedy się jednak okaże, że to zbyt słaba dawka leku to przypominam sobie słowa mojej koleżanki ze szkolnej ławy: "To minie". Proste, ale bardzo skuteczne. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMinie, minie. Tylko czasami za długo to trwa, jesteśmy niecierpliwi i nie mamy czasu na złe samopoczucie ☺
UsuńJuż biegnę oglądać co u Ciebie 🥰
OdpowiedzUsuńCzasem tak jest, że krok do przodu i dwa do tyłu, ale świetnie sobie z tym poradziłaś- no i bardzo ciekawa jestem nowego wyrobu.
A na tą świata dzielność obecną to chyba najlepsze są te nasze druty i włóczki miziaste... tylko na kanapie czy w fotelu usiąść, media wyłączyć i zatopić się w dzierganiu.... ślę uściski!
Dziwność, A nie dzielność miało być...
UsuńDziękuję kochana. O tak, macanie włóczek jest dobre na wszystko. Chociaż ja czasami w takim momencie zastanawiam się dlaczego ja tak wolno dziergam???
UsuńAlez ten sweterek ma oblednie smaczne kolorki! Az sie oczy do tego smieja. Wiesz co, ja zaczelam wszystkie problemy zwalac na 2020 - tak mi latwiej i smieszniej.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńDzierganie (w moim przypadku szydełkowanie bo dopiero zaczynam się uczyć na drutach z Pani fenomenalnym kursem) ma na mnie wpływ terapeutyczny, jest niezwykle relaksujące i uspakajajace. To niesamowite ale gdy wracam z pracy zasypiając ze zmęczenia, hałasu i stresu, gdy zaczynam Dziergać - ten stan odchodzi. Ładuje wtedy baterie - niesamowite. Gdy dziergam regularnie przed snem, dużo lepiej śpię i wstaję z lekkością. Dużo lepiej znoszę stres i jestem bardzo spokojna. Polecam dzierganie i Pani kurs robienia na drutach :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za miłe słowa ♥ I tak to jest, taka jest magia dziergania.
Usuń