Farbowanie wełny naturalnymi barwnikami

Farbowanie wełny naturalnymi barwnikami

Farbowanie wełny naturalnymi barwnikami jest stare jak świat.
W dawnych czasach szukaliśmy po prostu rozwiązań w otaczającej nas naturze, dzisiaj natomiast szukamy ich na półkach sklepowych.
Może trochę szkoda ponieważ przyroda ma do zaofiarowania tak wiele, a na dodatek są to zazwyczaj zdrowe i przyjazne dla naszego zmaltretowanego środowiska sposoby.

I tak właśnie w naturze istnieją także barwniki do farbowania wełny.
Takie naturalne barwniki dają nam ciekawe, bardzo naturalne kolory. A kombinacji kolorystycznych jest mnóstwo.

I do tego każdy z kolorów może być dla nas troszeczkę niespodzianką - zwłaszcza na początku naszej przygody z farbowaniem zanim nauczymy się odmierzać i obliczać ilość i natężenie barwnika.

Ja bardzo lubię takie lekkie niespodzianki - kiedy to wiem mniej więcej jaki wyjdzie kolor, ale jednak nie tak zupełnie do końca.

Tak właśnie było podczas poniższego farbowania poniższych włóczek.

We współpracy z Biferno.pl farbowałam oraz dziergałam projekt z nowych włóczek firmy Arvier.
Jest to włóczka 100 % merino - 100 g (400 m) w motku, którą można nabyć tutaj w pakiecie z naturalnym barwnikiem do pofarbowania tej włóczki.

Tak, bo można oczywiście biegać po łąkach i lasach i zbierać barwniki, ale można też nabyć je razem z włóczką jeśli nie wiemy ile, jak i gdzie. Na dodatek nie każde farbki rosną w naszych szerokościach geograficznych. I nie zawsze za rogiem rośnie nasz ulubiony kolor.

Zdecydowałam się na kolor fioletowo-liliowy ponieważ te odcienie bardzo lubię.

I tak oto w paczce znalazłam motek włóczki oraz barwnik w postaci wiórków drewna w kolorze rdzawo-czerwonym. Chętnie zabrałam się do pracy, ponieważ chciałam bardzo zobaczyć jaki wyjdzie ostateczny kolor. Zwłaszcza, że postanowiłam uzyskać dwa różne odcienie z tego samego barwnika - ciemniejszy, oraz jaśniejszy.




Oprócz włóczki i barwnika znajdują się w pakiecie torebki z innymi składnikami.
Jest to ałun potasowy oraz winian potasu sodu - sole potrzebne do zahartowania włóczki w procesie farbowania. Torebki zawierają dokładne ilości na 100 g włóczki.


Jak farbujemy?

A. Dzień przed farbowaniem:
1. Wieczorem moczymy wełnę w misce z wodą w temperaturze pokojowej (tyle, by włóczka była dokładnie pokryta wodą) w celu jej dokładnego namoczenia. Eliminujemy w ten sposób z włókien powietrze, by nitka przyjęła dobrze kolor. Pozostawiamy na noc w kąpieli wodnej.
2. Moczymy barwnik w gorącej wodzie w garnku ze stali. Pozostawiamy na noc.




B. Dzień farbowania:

1. Gotujemy zmoczony barwnik w garnku ze stali około godziny ewentualnie uzupełniając ilość wody.  (W całym procesie farbowania używamy garnków ze stali).




2. Pozostawiamy do ostudzenia i odcedzamy barwnik.


3. Rozpuszczamy obie torebki z solą w wodzie, w garnku ze stali.


3. Przygotowujem stalowy garnek mieszczący 5 l wody. Wlewamy do niego rozczyn soli.


4. Woda w garnku musi być temperatury pokojowej. Sprawdzamy, by nie była za gorąca, ani za zimna. Różnice w temperaturze wody i włóczki mogą spowodować jej sfilcowanie się.



5. Wkładamy do garnka delikatnie mokrą włóczkę, która jest w takiej samej temperaturze, co woda w garnku.


6. Gotujemy na mniejszym ogniu włóczkę w roztworze solnym około 1 godz. Woda nie powinna wrzeć. jej temperatura podczas gotowania powinna wynosić 80 - 90 stopni.
7. Po godzinie pozostawiamy włóczkę do ostygnięcia do temperatury pokojowej.


8. Przygotowujemy barwnik w dużym garnku w 5 l wody. Wkładamy delikatnie wilgotną włóczkę do kąpieli barwnej, która jest w takiej samej temperaturze, co włóczka.




9. Podczas gotowania możemy zamieszać włóczkę bardzo delikatnie, by rozmieścić równo kolor. Uważamy jednak, by jej nie poplątać.


10. Gotujemy około godziny w temperaturze 80 - 90 stopni.


11. Pozostawiamy do ostudzenia do temperatury pokojowej.
12. Płuczemy włóczkę w wodzie o takiej samej temperaturze, co włóczka.


12. Ja powtórzyłam proces farbowania raz jeszcze na jeszcze jednym motku włóczki (100 g) dodawając jednak mniej barwnika w celu uzyskania jaśniejszego koloru włóczki.
Następnie odstawiłam do wystudzenia i wypłukałam tak samo jak poprzedni motek.




13. Suszymy włóczki rozwieszając je swobodnie.


14. A następnie zwijamy w precelki i gotowe.
Oto dwa motki 100 % wełny merino z Silke Arvier farbowanej w barwniku pochodzącym z drewna Campeggio. Barwnika całkiem naturalnego i przyjaznego środowisku. Bez chemii dla nas samych i dla przyrody. I na pewno przyjemniejsze dla skóry niż wiele innych włóczek farbowanych chemicznie.



Na koniec dodam, że jestem bardzo zadowolona z samego procesu farbowania. Nowa przygoda i wcale nie taka skomplikowana jakby mogło się wydawać.
Kolory wyszły także prawie takie jakich oczekiwałam. Piszę "prawie" ponieważ miałam oczekiwania jeśli chodzi o gamę kolorów, ale nie o konkretny kolor. Chciałam jeden jaśniejszy, drugi ciemniejszy w udało się to osiągnąć używając tego samego barwnika.
Do tego włóczka jest miękka i przyjemna. Jeszcze bardziej miękka zrobiła się po wypraniu i zblokowaniu gotowego projektu.

Wełna farbowana naturalnymi barwnikami może zmieniać trochę odcień - przede wszystkim w słońcu - zauważyłam to już podczas dziergania. Kolor z wierzchu kłębka stał się trochę przygaszony. Ale to nadało jeszcze ciekawszego charakteru włóczce - lekkie cieniowanie jest bardzo ładne.

I to uczucie powrotu do natury. Przyznam się szczerze, że ostatnio coraz bardziej je lubię i powracam tam tak często, na ile możliwości mi na to pozwalają.

Gdzie można zaopatrzyć się w tę włóczkę?
W Biferno.pl. Istnieje możliwość wyboru barwnika. Pamiętaj, że ja z jednego barwnika otrzymałam dwa odcienie kolorystyczne. Więc możliwości są wielkie.
Jeśli zakupisz ten pakiet i ufarbujesz włóczkę chętnie zobaczę jakie odcienie uzyskałaś - wpisz poniżej w komentarzu. To bardzo ekscytujące zobaczenie jakie kolory mogą wyjść u różnych osób, bo tak jak różnie dziergamy, tak też na pewno różnie barwimy.
Przejdź tutaj do Biferno i zobacz te włóczki.

Dlaczego nie dziergam z akrylu?

Dlaczego nie dziergam z akrylu?

Tak, nie dziergam dzisiaj z akrylu.
Tak, wcześniej dziergałam.
Na sam widok włóczek akrylowych robi mi się jakoś tak niespecjalnie.
Toleruję jednak domieszki akrylu do innych włóczek w niektórych przypadkach. I tak, wiem, tutaj przymykam oko. A może jednak powinnam być konsekwentna. Może powinnam, ale nie jestem.
Może wynika to z tego, że jestem wzrokowcem, a akrylu w domieszce nie widać. I co najważniejsze najczęściej nawet nie czuć.

Ale zacznijmy od początku.

Kiedyś kupowałam włóczki akrylowe - dlatego, że były tanie, i dlatego, że w ogóle nie znałam się na włóknach. Owszem wiedziałam, że jest wełna, bawełna i jedwab. Reszta była mi bardzo obca.
Nie wiedziałam co to jest superwash, merino, alpaca.
Za bawełną nie przepadałam ponieważ nie nadawała się na zimowe ubrania, rozwlekała się na dodatek i była jakaś taka sznurkowa. Jedwab był śliski i też taki niezimowy. No a wełna była ciężka i gryzła.
Akryl był pulchny, miły i lekko połyskliwy. Nie lubiłam włochatego akrylu, bardzo się mechacił. Ale taki zwykły może nie, że lubiłam, tolerowałam.

Moja wiedza na temat włóczek wrastała razem z latami dziergania, zmianami na rynku i rozwojem internetu.

Przypadkiem zgadałam się z dziewczyną sprowadzającą włóczki w Włoch i kupiłam od niej dość tanio 700 m kaszmiru w postaci włóczki lace czyli cienizny na chusty.
Jakoś panowało wtedy szaleństwo na chusty mgiełki, któremu i ja niewątpliwie uległam.
Kaszmir ten był lekki, delikatny, zwiewny i prawie go w ogóle nie było. Nitka była tak cienka, że ledwo dawała załapać się na drut.
Ale wydziergałam chustę, która od razu stała się moją uwielbianą ze wzglęu na ten dotyk miękkości i niesamowitą delikatność.


Więcej zdjęć tej chusty można zobaczyć na moim koncie na Ravelry tutaj.

Potem zaczęłam odkrywać inne włóczki,  między innymi ręcznie farbowaną włóczkę Madame, która w składzie ma 55 % jedwabiu i 45 % kaszmiru, z której powstała moja chusta Aunt Azura.
Uwielbiam tę chustę być może nie tylko ze względu na wzór, ale także na włóczkę. Ten dotyk, ten blask i ta leistość materiału jest po prostu nie do pobicia.


Jakkolwiek zdarzyło mi się dziergnąć coś z akrylu. Miałam w moich zasobach i szkoda było mi wyrzucić. Dzisiaj widzę, że szkoda, że było mi szkoda, ponieważ i tak nie noszę.

W ten sposób zmajstrowałam czapkę Altea, według mojego wzoru, który jest do pobrania.
Bo chciałam wydziergać jeszcze jedną, a akurat nie miałam innej pasującej grubości włóczki, a nie chciało mi się czekać na ewentualną przesyłkę.
To nie był dobry pomysł. Nie noszę tej czapki. Chociaż bardzo lubię ten wzór.



Nie lubię dotyku akrylu. 
Włóczka akrylowa jest produkowana z syntetycznych włókiem tekstylnych produkowanych z poliakrylonitrylu. Czyli w ludzkim języku plastiku.

Nie lubię plastiku. Tzn. toleruję niektóre wykonane z niego produkty, ale tylko niektóre. Nie lubię jeść z plastiku i plastikiem, ani się w niego ubierać. Nie jestem robotem. Jestem człowiekiem, a człowiek jest częścią natury.
Plastik nie jest produktem naturalnym, uzyskiwany jest w procesie chemicznym. Plastik nie jest miły dla skóry, plastik nie oddycha. W końcu na końcu plastik zaśmieca nasze środowisko i w nim zostaje ponieważ nie rozkłada się w naturze.

Nasza planeta jest zaśmiecona plastikowymi torbami, plastikowymi butelkami i do tego ma być jeszcze zaśmiecona plastikową odzieżą? Tak, takiej odzieży jest pełno. I problemem nie jest tylko to, co zrobić z takową starą odzieżą. Problemem jest to, że podczas jej używania, a także prania, włókna akrylowe mikroskopijnej wielkości oddzielają się i spływają do wody bieżącej. Są one tak małe, że żadna oczyszczalnia nie jest w stanie ich odfiltrować, więc trafiają one do wody, którą my nie tylko się myjemy, ale także, którą pijemy.
A potem okładają się w naszych organach i tworzą warstwy być może niebezpieczne dla naszego zdrowia. Nie jestem robotem. Jestem człowiekiem i nie potrzebuję plastiku w moim organiźmie.

Podobnie włókna z włóczek naturalnych są rozkładane w naturze, bo od początku do końca są częścią natury. Więc nie są one niebezpieczne dla zdrowia i środowiska.

Ktoś może powiedzieć, że nie, że to wełna nie jest eko, bo zmusza do zwiększania produkcji owiec, bo one muszą jeść, bo wydzielają dwutlenek węgla, który jest zagrożeniem dla naszej planety. Bo zwierzęta są źle traktowane, bo to, bo tamto.

Nieprawda. Owca jest częścią natury. Owce istniały od zawsze, od zawsze jadły i od zawsze wydzielały dwutlenek węgla. Są stworzone tak, a nie inaczej, by dawały wełnę ludziom. Owcę trzeba strzyc, inaczej czuje się źle. Ludzie też obcinają swoje włosy, golą brody, albo zarost w innym miejscu. Nawet są psy, które trzeba strzyc. W naturze wszystko jest tak zorganizowane, by potrzebowało się nawzajem.

Tak. Są niestety ludzie, którzy źle traktują owce, Są ludzie, którzy źle traktują inne zwierzęta. Są ludzie, którzy źle traktują ludzi. Przestaniemy kupować prawdziwą wełnę, zabierzemy im owce przeniosą się ci ludzie na coś innego, ponieważ czują oni potrzebę złego traktowania czegoś, czy też kogoś.
Możemy natomiast czytać, czy włóczka, którą kupujemy pochodzi z przyjaznych zwierzętom hodowli i takie preferować.
Tak. Niestety nie zawsze można to sprawdzić. Ale róbmy to na miarę, na jaką możemy.

Ja wybieram naturalne włókna, staram się nie zaśmiecać mojej planety na tyle, na ile mogę. 
Copyright © 2016 Drutoterapia , Blogger