Barcelona to także piękne włóczki.
Barcelonę znamy z tego, że jest to bardzo popularne miasto wśród turystów. Sagrada Familia, Gaudi, La Rambla, Parc de la Ciutadella, Born to tylko niektóre atrakcje, z którymi kojarzy nam się Barcelona.
Ale dla nas dziewiarek i tak najważniejsze są włóczki i będąc w Barcelonie odwiedzamy włóczkowe sklepy.
Ja na przykład specjalnie pojechałam do Barcelony na dwa dni po włóczki. Ale to "niebylejakie" włóczki, ale włóczki ręcznie farbowane.
Ostatnio w rękodziele dzieje się tak, że im rękodzieło jest bardziej ręczne, tym bardziej jest doceniane przez osoby, które potrafią to docenić. (Bo wiadomo jest nam rękodzielnikom, że z tym docenianiem to bardzo różnie bywa, ale to jest już inny temat).
Więc ktoś kiedyś wpadł na pomysł, że włóczki przecież - niekoniecznie już ręcznie przędzione można barwić ręcznie na wymyślone przez siebie kolory. I tutaj tylko wyobraźnia stawia granice. Od kilku lat więc włóczkowe czarownice gotują w wielkich garach różne niteczki przetwarzając je w nieziemsko kolorowe moteczki.
My dziewiarki możemy się potem w nie zaopatrzyć we włóczkowych sklepach, ale można np. też pojechać sobie na włóczkowe targi takie jak Drutozlot, Edinburgh Yarn Festival czy też Barcelona Knits.
W miniony weekend byłam właśnie na hiszpańskiej włóczkowej imprezie Barcelona Knits. Jak każde podobne włóczkowe wydarzenie niesamowite przeżycie. Mnóstwo miękkich moteczków do przytulania i kupowania. I te wspaniałe i ciepłe spotkania pomiędzy dziewiarkami.
Spotkałam tam kilka naszych polskich dziewiarek, kilka internetowych znajomości, które stały się znajomościami w realu, no i poznałam mnóstwo nowych ludzi. Po prostu włóczki i dziewiarstwo łączy w niesamowity sposób. Dlatego tego typu spotkania są bardzo potrzebne.
Naoglądałam się co niemiara, namacałam, nadotykałam, pomiziałam, poprowadziłam wewnętrzne walki z sobą co kupić, a czego nie kupić. Decydowałam, wracałam, przytulałam, odkładałam. Aż w końcu trafiły do mnie te poniższe oto moteczki. Hiszpańskie, polskie i irlandzkie.
Dość szeroka barwa kolorystyczna. Przede wszystkim merino, ale także w mieszankach z jedwabiem i kaszmirem, czyli to, co ja najbardziej lubię.
Można było zaopatrzyć się także w takie jak poniżej przydasie, torebki, markery, miarki, guziki i inne drobiazgi. Miarkę sobie sprawiłam, torebki, chociaż przecudnej urody pozostawiłam innym. Podobno pod koniec targów na tym stoisku było raczej pusto. Nic dziwnego - takie słodkie maleństwa zawsze znajdą torebkę, z którą mogą się zaprzyjaźnić.
I tyle z Barcelony. Oczywiście można ba opowiadać jeszcze więcej, ale zdjęcia mówią same za siebie. A jeszcze więcej zdjęć można obejrzeć u mnie na Instagramie.
Ale dla nas dziewiarek i tak najważniejsze są włóczki i będąc w Barcelonie odwiedzamy włóczkowe sklepy.
Ja na przykład specjalnie pojechałam do Barcelony na dwa dni po włóczki. Ale to "niebylejakie" włóczki, ale włóczki ręcznie farbowane.
Ostatnio w rękodziele dzieje się tak, że im rękodzieło jest bardziej ręczne, tym bardziej jest doceniane przez osoby, które potrafią to docenić. (Bo wiadomo jest nam rękodzielnikom, że z tym docenianiem to bardzo różnie bywa, ale to jest już inny temat).
Więc ktoś kiedyś wpadł na pomysł, że włóczki przecież - niekoniecznie już ręcznie przędzione można barwić ręcznie na wymyślone przez siebie kolory. I tutaj tylko wyobraźnia stawia granice. Od kilku lat więc włóczkowe czarownice gotują w wielkich garach różne niteczki przetwarzając je w nieziemsko kolorowe moteczki.
My dziewiarki możemy się potem w nie zaopatrzyć we włóczkowych sklepach, ale można np. też pojechać sobie na włóczkowe targi takie jak Drutozlot, Edinburgh Yarn Festival czy też Barcelona Knits.
W miniony weekend byłam właśnie na hiszpańskiej włóczkowej imprezie Barcelona Knits. Jak każde podobne włóczkowe wydarzenie niesamowite przeżycie. Mnóstwo miękkich moteczków do przytulania i kupowania. I te wspaniałe i ciepłe spotkania pomiędzy dziewiarkami.
Spotkałam tam kilka naszych polskich dziewiarek, kilka internetowych znajomości, które stały się znajomościami w realu, no i poznałam mnóstwo nowych ludzi. Po prostu włóczki i dziewiarstwo łączy w niesamowity sposób. Dlatego tego typu spotkania są bardzo potrzebne.
Naoglądałam się co niemiara, namacałam, nadotykałam, pomiziałam, poprowadziłam wewnętrzne walki z sobą co kupić, a czego nie kupić. Decydowałam, wracałam, przytulałam, odkładałam. Aż w końcu trafiły do mnie te poniższe oto moteczki. Hiszpańskie, polskie i irlandzkie.
Dość szeroka barwa kolorystyczna. Przede wszystkim merino, ale także w mieszankach z jedwabiem i kaszmirem, czyli to, co ja najbardziej lubię.
Oczywiście było mnóstwo innych włóczek, które mogłam przygarnąć, ale stwierdziłam, że wspaniałomyślnie pozostawię je innym. W końcu nie wszystkie kolory mi podchodziły, a i inne torby nie mogły wyjść z tych targów puste.
Można było zaopatrzyć się także w takie jak poniżej przydasie, torebki, markery, miarki, guziki i inne drobiazgi. Miarkę sobie sprawiłam, torebki, chociaż przecudnej urody pozostawiłam innym. Podobno pod koniec targów na tym stoisku było raczej pusto. Nic dziwnego - takie słodkie maleństwa zawsze znajdą torebkę, z którą mogą się zaprzyjaźnić.
I tyle z Barcelony. Oczywiście można ba opowiadać jeszcze więcej, ale zdjęcia mówią same za siebie. A jeszcze więcej zdjęć można obejrzeć u mnie na Instagramie.
Iwonko, byłaś w Raju 🌸🌼💮
OdpowiedzUsuńTak, w takim raju to można bardzo często bywać :)
UsuńJakie cudowności!
OdpowiedzUsuńTo prawda :)
UsuńMusiało być pięknie! Może kiedyś... pozdrawiam Iwonku serdecznie!
OdpowiedzUsuńIle kolorów, aż się w głowie kręci :)
OdpowiedzUsuń