My Falling Tears skarpety
Skarpety z klubu skarpetowego, zaprojektowane przez Lucy Gerbil - My Falling Tears są też nareszcie gotowe
Opis łatwy - tylko troche za dużo - "dziergać według własnego uznania" - jeśli chodziło o piętę i palce :) Ja chętnie nauczyłabym się czegoś, czego jeszcze nie umiem :)Włóczka zwykła na skarpety - 75% wełny i 25 % polyester kupiona w Lidlu.
Trochę zaczyna się dziać rzeczy - kończę projekty z prędkością światła, lada dzień kończę kolejny rozpinany sweterek.
A to tylko dlatego, że chcę rozpocząć tunikę dla córki i mam zamiar zakończyć ją jeszcze tego lata - na dodatek z bardzo ciekawej włóczki i mojego własnego pomysłu... :)
Fajne te skarpety, ja uwielbiam takie ręcznie robione, zawsze babcia mi dzierga, bo ja w drutach to raczej słabo się czuję ;))
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś miałam skarpetki z wełenki z Lidla. Wrzuciłam do pralki, nastawiłam temperaturę (nie wiem jaką, ale za wysoką) i wyjęłam sfilcowane;-)
OdpowiedzUsuńBardzo sympatyczne skarpetki:)))
OdpowiedzUsuńNo masz odwage dziergac dwie jednakowe skarpety pod tytulem "My Falling Tears" :-))))
OdpowiedzUsuńFajne skarpety. Bardzo podobne jedna do drugiej.
OdpowiedzUsuńTeż robiłam skarpety z Lidlowej włóczki. Ale moje wyszły jakby nie od pary. 1 raz (na wiosnę) robiłam je na 5 drutach. Najszybciej robi mi się na 2 drutach, wypracowałam kilka sposobów ich dziergania, i jeśli się postaram, to mogę za wieczór zrobić 2 pary. A na 5 to trwało kilka miesięcy, bo zrobienie jednej zajęło mi cały wieczór i następnego wieczoru już nie chciałam na nie poświęcać. Ale, jak wyczytałam na jakimś blogu, jest to normalne i nazywa się syndromem drugiej skarpetki.
Pozdrawiam:)
Fajne skarpecisze :) Oby dobrze Ci się nosiły :)
OdpowiedzUsuńFajne :) Też lubię robić skarpetki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję - chyba polubję te skarpetki i postaram się ich nie sfilcować :)
OdpowiedzUsuń