Otwarte narzucanie oczek na druty jest bardzo praktyczne. Ja używam go dość często i bardzo się cieszę, że Judy wymyśliła tę technikę. Tak, kobieta, która wpadła na to, że w ten sposób można narzucać oczka na imię ma Judy i od jej imienia sposób ten nazywa się Judy's magic cast on czyli "magiczne narzucanie Judy". Oczywiście można spotkać także inne nazwy tego narzucania albo narzucać oczka bez nazwy. Ale moim zdaniem chwała za tę technikę Judy się należy.
Ten sposób jest jedną z różnych metod Provisional Cast On, czyli w języku polskim tymczasowego narzucaniem oczek. Tymczasowe narzucanie oczek nie musi być koniecznie sposobem Judy. Są także inne metody dające podobny rezultat otwartych z drugiej strony oczek. Na przykład można narzucić oczka tymczasowo wspomagając się szydełkiem.
Ale tutaj pokażę sposób Judy i opowiem także, do czego można takiego sposobu użyć.
Ja używam go często: 1. Przy robieniu skarpetek od palców ten sposób to konieczność. 2. Przy robieniu sweterka od góry, często narzucam takie otwarte oczka z jednej strony, by potem zrobić ściągacz, czy też inne zakończenie przy szyi w tę stronę. 3. Czasami można też tak narzucić oczka zaczynając robótkę gdzieś od środka w zależności od modelu. 4. Do robienia dwuwarstwowego ściągacza. Ten sposób pokazuję właśnie tutaj.
Linki do tutoriali na YouTube znajdują się poniżej:
Nigdy tak oficjalnie nigdzie nie ogłosiłam, że nagrywam dziewiarski podcast. Po prostu zaczęłam nagrywać i wysyłać na YouTube. Może nie wiesz, albo i wiesz, że mój podcast nazywa się "Zmagania Drutoterapii" i można go obejrzeć na YouTube. Tak, nie tylko wysłuchać, ale także obejrzeć. Czyli głos plus wizja.
Pierwsze Zmagania Drutoterapii wypuściłam 21 września 2018 roku. Czyli to już cztery lata! Na początku było do czasu do czasu, ale ostatnio staram się nagrywać co dwa tygodnie i prawie mi to wychodzi. Prawie, ponieważ czasami robią się trzy tygodnie w zależności od tego co robię i gdzie jestem. Bo wiecie, że jestem bardzo zajętą osobą i nie tylko drutowaniem się zajmuję, chociaż bardzo często chciałabym poświęcić się tylko dziewiarstwu. Nie, nie tylko drutom, bo i szydełkiem nie gardzę, a ostatnio kręci mnie także szycie i makrama.
Latem jest to także ogród. Poza tym książki, historia, rozwój osobisty i do tego praca zawodowa, która jest tak prywatna, że nie mogę z niej zrezygnować. Jest tak prywatna. Może to dziwne stwierdzenie, ale po prostu nie mogę tego zostawić. Więc dzielę swój czas. Na dwoje, na czworo, na ośmioro. A jak podzielić nie mogę, mój podkast na drutach wychodzi rzadziej niż co dwa tygodnie.
Zobacz, nie dość, że to już 4 lata to następny odcinek będzie pięćdziesiątym.
Dziękuję Wam wszystkim, które oglądają mnie przez te lata. A może dopiero od jakiegoś czasu, a może tylko od czasu do czasu. Jakkolwiek często lub rzadko dziękuję, że ze mną jesteście.
A o czym opowiadam w tych audycjach? O tym, co u mnie na drutach. O włóczkach, o robótkach na drutach. O tym co się dzieje, co się nie dzieje, co chciałabym, żeby się działo. Bo przecież to różnie jest. Czasami mam więcej do powiedzenia. A czasami zastanawiam się, o czym mówić, bo przecież za dużo od ostatniego razu nie zdążyłam nadziergać. Często pokazuję to samo i to samo. Aż do znudzenia. Nieprawdaż? No może aż tak nie, robótki na drutach nigdy przecież nie są nudne.
Dlaczego zaczęłam robić przekazy w takiej formie? Być może dlatego, że podejrzałam, że były już takie podcasty po angielsku i po szwedzku, a po polsku nie spotkałam? A może też dlatego, że nigdy nie byłam dobra w robieniu wpisów i zdjęć z robótkami w trakcie. Nigdy nie potrafiłam zrobić dobrych zdjęć z zaczętą i nieukończoną robótką. Po prostu takie zdjęcia wychodziły mi nieładne. A na wideo można pokazać z tej strony, z tamtej i nie trzeba układać. Wiadomo, że taka zaczęta robótka wygląda jak wygląda i nie trzeba się nadwyrężać, żeby na zdjęciu ładnie wyszła. Bo ja nawet jak się nadwyrężyłam to i tak ze zdjęć nie byłam zadowolona.
Poza tym mogę trochę zareklamować moje wyroby. Moje kursy i moje wzory. Wiele z dziewiarek nie ma czasu, czy też siły czytać długich tekstów, albo jakichkolwiek tekstów. Ja do takich należę. Dlatego film jest lepszy. Bo można obejrzeć, posłuchać i podziergać jednocześnie.
Nie trzeba się nadwyrężać i walczyć z własną mgłą mózgową, żeby przebrnąć przez tekst. Ale obejrzeć, posłuchać i jeszcze do tego podziergać tworząc coś wartościowego.
Czy nawet popracować, bo ja często niektóre elementy mojej pracy uzupełniam jakimś dziewiarskim lub innym podcastem. Także taka forma przekazu ma dużo zalet.
I ja tam byłam. Miód i wino piłam. No może nie aż tak do końca. Ale najlepsze wino i miodzik to dla dziewiarki piękne włóczki.
Po kilkuletniej przerwie powrócił do nas najlepszy włóczkowy festiwal w Polsce czyli Drutozlot. A skoro powrócił to jak tutaj na niego się nie wybrać? Po kilku niewiadomych u mnie sprawa się ustabilizowała i bilety do Polski były kupione. Tak, bo może wiecie, a może nie wiecie. Ja jechałam na Drutozlot z samego Sztokholmu ze Szwecji. Przy okazji oczywiście odwiedziłam moich rodziców. Albo raczej było odwrotnie, przyjechałam do rodziców i odwiedziłam Drutozlot.
Jak było? W kilkanaście godzin po festiwalu, kiedy piszę te słowa wrażenia nadal są żywe. Nabyte przeze mnie włóczki leżą tuż obok i cieszą oczy. Chociaż szczerze powiem w pewnym momencie nie wiedziałam co kupić. Tyle piękności, niesamowicie trudny wybór, no i włóczek przecież mam zmagazynowanych - do końca mojego stupięćdziesięcioletniego życia. (Kto będzie żyć dłużej, żeby wyrobić swoje włóczki? Jestem bardzo ciekawa. No kto da więcej?) Ale o moich nabytkach innym razem.
Przede wszystkim dziękuję bardzo wszystkim z Was, które podchodziły (bo panie oczywiście przeważały) do mnie, by mnie pozdrowić i zamienić kilka słów. Dziękuję za wszystkie piękne i ciepłe słowa i podziękowania. Podziękowania za moje nauki, za kursy, za tutoriale, za wzory. Dla nauczyciela to najlepsza nagroda i potwierdzenie, że to co robi jest potrzebne. Jeszcze raz bardzo dziękuję.
Myślę, że udało mi się zamienić kilka słów z każdym, kto tylko odważył się do mnie podejść. Dziękuję. Było przez to bardzo intensywnie, ale jednocześnie wspaniale.
Ale nie tylko rozmowami człowiek żyje. Drutozlot to piękne spotkania, ale także piękne włóczki. Było wielobarwnie, puszyście, kolorowo i pięknie.
A ponieważ obraz mówi więcej niż 1000 słów obejrzyj po prostu zdjęcia. Nie ma na nich twarzy, są tylko włóczki i udziergi. Obejrzyj Drutozlot okiem mojego obiektywu. Zapraszam.
Na Facebooku można w grupie wklejać zdjęcia. Na mojej stronie Iwona Eriksson Design można wklejać linki do waszych prac, do których zdjęcia mam nadzieję będzie można zobaczyć na waszych blogach, Facebooku lub Instagramie. Może na Ravelry? A może w innym miejscu?
W każdym razie podajcie link do tego miejsca, byśmy mogły obejrzeć postępy w dzierganiu chusty, a na koniec oczywiście całe dzieło.
Czekaj tutaj na dalsze informacje. Lub zajrzyj na podane wyżej strony, być może tam jest już więcej danych. (Nie jestem bowiem w stanie pisać w trzech miejscach jednocześnie, ale próbuję, dziergając oczywiście jednocześnie. Ha, ha, ha.)
Bluzka na drutach? A może jednak sweter na drutach? Gdzie przebiega ta subtelna granica w dzianinie pomiędzy tymi częściami w garderobie? A może w dzianinie jest wszystko swetrami? Nie ma bluzek? Może.
W każdym razie mam nowy udzierg. Dawno nie pisałam tutaj na blogu i zauważyłam nawet, że nie pokazałam moich ostatnich projektów. Jakoś zaniedbałam Drutoterapię. Ale nie dlatego, że nie chciałam, tylko raczej z braku czasu. Zrobienie bowiem takiego wpisu jednak trochę trwa, a zrobienie tutaj dobrego wpisu trwa trochę więcej niż trochę. A u was jak jest? Prowadzicie dalej blogi? Czasami trafię na jakiś, też z braku czasu mniej, niż bym chciała. Wiele z was prowadzi je nadal, część tak jak ja - od czasu do czasu.
Ale ja oprócz tego bloga i innych Facebooków i Instagramów prowadzę jeszcze kanał na YouTubie, na którym nie tylko uczę pokazując różne tutoriale, ale nagrywam podkasty, czyli (właśnie ukazał się ostatni odcinek) - Dziewiarskie zmagania Drutoterapii. Zapraszam do obejrzenia.
Ale do rzeczy. Do tej rzeczy, którą chcę dzisiaj pokazać. A mianowicie moją ostatnią bluzkę na drutach Light Lady, czyli po polsku Białą damę.
Bluzka ta wydziergana jest z włóczki Drops Belle. Belle to mieszanka z 53% bawełny, 33% wiskozy i 14%. Czyli mieszanka bardzo ciekawa i bardzo przyjemna. Robiłam na drutach 4 mm i 3,5 mm na ściągacze. I robiło się bardzo dobrze, bardzo spodobała mi się ta włóczka. Tak bardzo mi się spodobała, że powstała jeszcze jedna podobna bluzka i nabyłam trochę więcej tej włóczki.
Oczywiście bluzkę tę możesz wydziergać także z innej włóczki. Możesz bluzkę wydziergać także dłuższą. A także z długimi rękawami jeśli tylko potrafisz je przedłużyć.
Opis wydziergania tej bluzki pokazuje krok po kroku wszystkie momenty w robótce. Ażur, który dziergamy w dolnej części rozrysowany jest w diagramie, a także opisany słownie. We wzorze podana jest ilość włóczki dla każdego rozmiaru. A rozmiary w jakich Biała dama jest dostępna to: XS, S, M1, M2, L, XL, 2XL, 3XL, 4XL. Na rozmiar w biuście: 84, 88, 92, 96, 100, 104, 108, 112, 116 cm.
Ostatni mój udzierg to sweter z okrągłym karczkiem. Albo może raczej bluzka. Można by powiedzieć letnia bluzka, ale w sumie dlaczego nie miałabym nosić jej jesienią i zimą?
Bluzka jest bawełniana i pasuje w sam raz pod sweter lub nawet żakiet. A jej piękny delikatnie ażurowy karczek będzie się pięknie prezentował nawet w tylko widocznym kawałku.
Przyznam się bez bicia. Z tej włóczki miałam już dawno wydziergać coś dla Biferno.pl, już w ubiegłym roku, ale zaplątałam się w jakiś bardzo skomplikowany projekt, który przestał mi się z czasem podobać i zaczął wychodzić nie tak, jak chciałam. Więc z projektu wyszło prucie. Ale moja wyobraźnia wyprodukowała za to w tym sezonie projekt tej bluzki.
Po drodze trochę prułam, trochę robiłam podwójnie. A to dlatego, że dopiero jak wydziergałam już pierwsze rzędy bluzki dojechałam do pierwszego rzędu ażuru wymyśliłam, że może jednocześnie z dzierganiem i pisaniem wzoru nagrać także kurs swetra z okrągłym karczkiem? Jak robić? Jak przeliczać rozmiary? Jak dodawać oczka? Na co uważać przy dzierganiu takiego swetra?
To oczywiście jeszcze bardziej spowolniło proces produkcji, ale w końcu dodarłam do celu. Kilka momentów cyklu tworzenia tego wzoru przedstawiam w osobnym wpisie na stronie Iwona Eriksson Design tutaj.
Tak oto wygląda mój sweter z okrągłym karczkiem.
Nazwałam go Margerita. Dlaczego?
To był taki okres, w którym margaretki kwitły tu i tam, u mnie w ogrodzie też. I tak wzrok na nich spoczął i tak zostało.
Włóczka: Sweter wydziergany jest z bawełnianej włóczki Austermann Bio Cotton z Biferno.pl. Jest to bardzo dobra włóczka. Ekologiczna bawełna i nierozciągliwa. Mam trochę złe doświadczenia z bawełną i trochę obawiałam się wypadków. Ale Bio Cotton sprawdziła się i chętnie jeszcze coś z niej zrobię.
Druty: na żyłce 3 mm i 2.75 mm na ściągacz 80, 100 lub 120 cm lub także druty skarpetkowe do rękawów.
Próbka: 10 cm x 10 cm = 24 o x 30 rzędów ściegiem gładkim na grubszych drutach.
Rozmiary: XS (S, M, L) [XL, 2XL, 3XL] 4XL na 85 (90, 95, 100) [105, 110, 115] 120 cm w biuście.
Wszystkie techniki użyte w tym wzorze i ich wykonanie pokazuję w tutorialach video, do których linki podane są w bardzo dokładnym opisie do kursu, który otrzymujesz w pliku pdf, który przedstawia proces wykonania tej dzianiny.
Margerita jest w dwóch odsłonach jako:
1. Kurs swetra z okrągłym karczkiem.
2. Wzór na bluzkę / sweter z okrągłym karczkiem.
Wzór jest wystarczająco dokładnie napisany, aby wydziergać sobie tę bluzkę. Przedstawiam w nim krok po kroku cały proces tworzenia,
Kurs natomiast to ten sam opis, który jest wzbogacony o więcej informacji oraz tutoriale video, w których pokazuję dokładnie jak dziergać ten projekt od początku do końca, a także jak obliczyć własny rozmiar, by można było wydziergać sweter z innej włóczki, niż moja, albo generalnie inny sweter z okrągłym karczkiem naszego pomysłu.
Zapraszam do zaopatrzenia się w ten kurs. Do 28 sierpnia w cenie promocyjnej, tylko 35 zł na mojej stronie Iwona Eriksson Design.
Możesz także pobrać tylko wzór na bluzkę tutaj w moim sklepie lub na Ravelry. Także w cenie promocyjnej do piątku. Zapraszam!
Czy zdarzyło ci się kiedyś, że dzierganie lub jego brak sprawiało, że źle się czułaś?
Mi prawie nigdy, bo robienie na drutach jest przecież drutoterapią. Ale właśnie ostatnio był taki czas, że bardzo mi nie szło i trudno mi było znaleźć konkretną tego przyczynę.
Może dlatego, że często prułam, a może dlatego, że wciąż dziwnie się czułam po ostatnim przebytym przeziębieniu, czy też grypie - jakkolwiek to zwał.
A może też dlatego, że świat stał się taki dziwny pomimo, że jeszcze całkiem niedawno uważałam, że żyjemy w bardzo dobrym świecie i jakoś się do tego nowego stanu rzeczy jeszcze nie dopasowałam?
Po prostu mój obraz świata runął i nawet druty nie miały mocy, by ten wizerunek uratować.
Druty i robótki zawsze były dobre na wszystko, ale tym razem nie wystarczyły.
Albo w ogóle coś im było, bo mi ciągle mieszały robótkę i często prułam. I to bardzo często wciąż ten sam i ten sam kawałek.
A robótka, którą prułam to właśnie ta na poniższym zdjęciu. Nie napiszę więcej na ten temat, nie pokażę więcej na zdjęciu, bo jest to projekt otoczony głębszą tajemnicą, który będzie obnażony w późniejszym czasie. Na razie tyle mogę pokazać.
Jak już dałam sobie radę z pruciem i dokończyłam tę nieszczęsną robótkę wypadło mi dużo innej pracy. Tzw. papierowej. No cóż taka praca też jest i trzeba ją wykonać. Ale tym razem dała mi ona po kościach. Zmieniałam oprogramowanie, a w takich sytuacjach nie bywa wesoło. I nie dość, że druty wcześniej wykończyły mnie mentalnie, to potem jeszcze te papiery i cyfry, które w żaden sposób nie chciały mi się zgodzić.
Jakby wszystko postawiło się przeciwko mnie.
Oczywiście i z tej rundy wyszłam zwycięsko, ale z wielkim uszczerbkiem energii.
Co robię kiedy czuję małe poziomy energii?
Łapię za druty, ale na nich musi być obowiązkowo jakaś bezmyślna robótka. Jeśli takiej nie mam to wyciągam jakiś projekt dziergany według wzoru kogoś innego, żeby nie myśleć, nie liczyć, nie planować, nie mierzyć.
Ale tym razem nie miałam czegoś takiego i nie chciałam zaczynać czegoś nowego, bo przecież w Zmaganiach Drutoterapii obiecałam kończyć UFOki. I nie tylko dlatego, że obiecałam, ale też dlatego, że chcę je pokończyć i uwolnić z nich druty nie chciałam zaczynać czegoś nowego.
No nic, wyciągnęłam więc sweterek, w którym miałam jeszcze do zrobienia trochę na gładko rękawów. I tak już się potoczyło, że po kilku dniach odpoczynku psychicznego i robienia tylko lekkich rzeczy rozrysowałam do końca żakard i zaczęłam dziergać dalej rękawy.
Powiem szczerze, że i tutaj się pomyliłam. Okazało się, że wcześniej źle obliczyłam zwężanie rękawa i przed żakardem musiałam trochę pokombinować, żeby zgubić więcej oczek. Ale jak rozpiszę wzór to to poprawię.
Sweterek jest w obłędnym kolorze i robiony jest dwoma nitkami. Jedna to Merino Lace, a druga to Kid Silk. Obie z Austermanna, kupione swego czasu w Biferno.pl.
A jak już sobie odpoczęłam trochę przy dzierganiu tego przemiłego i energetycznego sweterka dokończyłam wzór na wcześniej zrobione już skarpetki.
Tzn wzór był już napisany, ale przy testach i po testach zawsze trzeba jeszcze taki wzór doszlifować. Więc zebrałam się do szlifowania i opublikowania wzoru.
Jak się okazuje nawet przy totalnym psychicznym zmęczeniu można dojść powoli do siebie. Trzeba tylko sobie to postanowić i przede wszystkim dać sobie czas i nie rzucać się w poważne projekty. Wystarczył mi tydzień by zgromadzić w sobie energię i poczuć się ponownie dobrze.
Szkoda przegapić więc kliknij już teraz i pobierz wzór.
No i na koniec jeszcze Zmagania Drutoterapii. Tak, nareszcie udało mi się nagrać kolejny odcinek. Długo nie nagrywałam. Dlaczego? Mówię w tych zmaganiach. Pozdrawiam ciepło!
Ostatnio dziergam sporo skarpetek. Nie tylko dziergam, ale także piszę do nich wzory.
Skarpetki to taki wdzięczny mały projekt, który daje radość podczas dziergania, satysfakcję po zakończeniu. I oczywiście bardzo cieszy przez cały czas.
Były więc niedawno skarpety Skogens, a wczoraj opublikowałam wzór na skarpety Sugar me.
"Sugar me", czyli "osłodź mnie". Bo w tych dziwnych czasach nie tylko potrzeba nam nowych wzorów do dziergania, podczas siedzeniu w domach. Ale także ciepła ludzkiego i słodyczy, by ten okres udało nam się przetrwać bez najmniejszych uszczerbków na duszy.
Ale być może za to z szufladą pełną świeżo wydzierganych skarpetek.
Także pobierz ten wzór. Do 11 kwietnia 2020 jest on darmowy.
Tutaj na Ravelry: Sugar me socks.
Albo w moim sklepie: Skarpety Sugar me.
Skarpety te dziergane są od góry, czyli od strony nogawki. Pięta wydziergana jest jest metodą klina i jest wzmocniona, czyli dzianina w tym miejscu jest grubsza, żeby była bardziej wytrzymała na wycieranie.
Poziom umiejętności potrzebny do wydziergania tych skarpet, to średnio zaawansowany. Przyda się tutaj wiedza ogólna na temat konstrukcji skarpety, umiejętność dziergania rzędów skróconych oraz czytania diagramów.
Ale pamiętaj. Ja piszę wzory w ten sposób, żeby nawet początkująca dziewiarka zrozumiała i udało jej się wydziergać, nawet jeśli do tej pory skarpet nie dziergała.
A teraz trochę danych technicznych:
Włóczka: Novita Nalle 75 g – 195 m, (100 g = 260 m)
Dwa rozmiary: 36-38, [39-41]
Długość stopy i długość nogawki można dopasować.
Druty: Druty na żyłce 3 mm 100 lub 120 cm, lub druty skarpetkowe, oraz 2,75 mm na ściągacz.
Można dziergać na pięciu drutach skarpetkowych, ale także na drutach na żyłce wykorzystując metodę Magic Loop.
Oto moja ostatnia wydziergana chusta, z której jestem bardzo zadowolona. Zarówno z projektu, jak i z włóczki, z której została wykonana. Chusta Matoaka.
Od czego by tu zacząć? Może od włóczki, bo na początku była włóczka.
W tym przypadku na początku były dwa piękne motki włóczki SoSoft Single od Agnieszki z 7oczek w kolorach Cymbidium i Blackout. Obecnie możesz zaopatrzyć się w tę włóczkę w 7oczekz 15 % rabatu.
Szczerze mówiąc to nie byłam do tej pory fanką singli, czyli włóczki z pojedynczej nitki, ale tym razem dałam się na taką namówić i wcale nie żałuję. Włóczka jest bosko miękka i super przyjemna. No i wcale nie sfilcowała się już podczas robienia, jak to działo się z moimi wcześniejszymi pojedynczymi nitkami.
I z tych oto moteczków zrodziła się chusta.
Taka oto właśnie chusta. Chusta jest trójkątna, robiona od jednego rogu w górę. Po drodze jest dziergana ściegiem francuskim oraz oczkami przekładanymi. Aby na górze chusty wpleść w nią kilka pasków ściegu indiańskiego.
A teraz trochę danych technicznych chusty:
Włóczka to wspaniała SoSoft Singles z 7oczek - 200 g, (100g = 366m) w kolorach Cymbidium - 100 g orza Blackout- 100 g
Rozmiar chusty to około 120 cm x 110 cm. Około, ponieważ przerabiamy różnie, luźniej lub ciaśniej.
Druty: na żyłce 3,5
Techniki to: oczka prawe, lewe, dodawanie oczek za pomocą kfb, czyli robienie z jednego oczka dwóch oczek, oczka przekładane z lewego drutu na prawy bez przerabiania.
Dlaczego chusta Matoaka?
Chusta ta jest wydziergana z dwóch harmonizujących się kolorów w kolorze ziemi. Dla mnie wszystkie kolory ziemi i natury to powrót do korzeni, do naszych przodków. Nie, Indianie Ameryki Północnej nie są za bardzo moimi przodkami, ale są bliscy mojemu sercu.
Na dodatek w tej chuście użyłam Indiańskiego ściegu krzyżowanego i pomyślałam, że jakieś indiańskie imię bardzo pasowałoby tej chuście. Na przykład Pocahontas byłoby bardzo dobre, ale istnieje już tak wiele produktów nazwanych tym imieniem. Dlatego wybrałam Matoaka. Imię, które było prawdziwym imieniem kobiety znanej nam jako Pocahontas.
Obecnie otrzymasz 25 % zniżki na wzór i na mojej stronie i na Ravelry. Wykorzystaj tę promocję, która trwa do 17 marca końca dnia i zaopatrz się w ten piękny wzór jeszcze dzisiaj.
Obejrzyj też zdjęcia i napisz w komentarzu, czy chusta ci się podoba.
Szukaj na tym blogu
Pobierz moje wzory/ My design
Chcesz otrzymywać porady dziewiarskie? Zapisz się poniżej.
Zapisz się, by nie zgubić żadnego oczka!
Thank you!
You have successfully joined our subscriber list.
Prawa autorskie
Wszystkie zdjęcia oraz filmy na tym blogu są wykonane przeze mnie i są moją własnością. Proszę szanować moją własność i nie kopiować niczego bez mojego pozwolenia.