Nowy Rok, nowe robótki...

Nowy Rok, nowe robótki...


Szczęśliwego Nowego Roku Wam życzę - pełnego nowych wspaniałych robótek, inspiracji, pomysłów.
Oby inspiracji, pomysłów i czasu na robótki nigdy wam nie zabrakło!

I zapraszam do odwiedzania mojego bloga w nadchodzącym roku - będzie się tutaj działo dużo ciekawych rzeczy na włóczkowo-drutowym froncie.
Więc na pewno warto tutaj zaglądać, by czegoś ważnego nie przegapić :)


Bez leniuchowania

Bez leniuchowania

Najpierw bardzo dziękuję wszystkim za wspaniałe życzenia Swiąteczne - te tutaj na blogu, jak i te przesłane na maila od uczestniczek kursów robienia na drutach. Dziękuję pięknie!

Nie, nie leniuchowałam w czasie Swiąt - zajęłam się robótkowaniem, bo robótkowanie to najpiękniejszy odpoczynek - dla mnie przynajmniej.

I tak:
Zaczęłam sweter na drutach z ażurowym wzorem. Będzie coś specjalnego z niego - już mi się bardzo podoba :)


Ufarbowałam wcześniej uprzędzoną włóczkę. Farbowanie wyszło mi całkiem nieźle i jestem bardzo zadowolona z kolorków.
Do tego na wrzecionie mam inną nitkę - tę sfilcowaną, z której tak byłam niezadowolona, ale teraz ślicznie wychodzi.


A na koniec machnęłam sobie cztery znaczniki, bo ostatnio bardzo spodobało mi się ich robienie - zwłaszcza, że mam trochę materiału na nie (córka pod choinkę dostała mnóstwo koralików).
Niedługo utonę w znacznikach... Tylko lepsze cążki muszę sobie sprawić, bo na razie mam takie z walizki z narzędziami mojego męża - wszystko tam jest, ale nie zawsze odpowiednich rozmiarów :)
Jakkolwiek lepsze narzędzia oznaczają iż istnieje ryzyko, że zacznę robić też biżuterię... - czuć trochę za dużo zajęć :)

Mam nadzieję, że wy trzymacie się jednego rzemiosła - chociaż może nie?
Nie uważacie, że właściwie to bardzo przyjemnie jest tworzenie różnego rodzaju arcydzieł sztuki?


Totalna porażka... ???

Totalna porażka... ???


Miały być fiolety przechodzące w czerwienie, burgundy i brązy a wyszedł szaro-niebieski sfilcowany klump...
Sfilcowany - moja wina - przyznaję, albo wina mojej niecierpliwości, bo przejechałam jeszcze raz w mikrofali bez wody w części czesanki, niemal na sucho, bo coś mi czerwony barwnik ciekł od spodu - zamiast stać się czystą wodą i nie chciałam czekać aż wystygnie... Postanowiłam naprawić od razu...

No właśnie: czerwienie absolutnie nie przyjęły i nie mam pojęcia dlaczego... Były przygotowane dokładnie tak samo jak inne barwniki.. No i tam gdzie miały być fiolety zostały niebieskości a brązy wyszły szare choć teoretycznie powinny być zielone skoro czerwień nie przyjęła... Po prostu czerwień się sprała, moja czesanka krwawiła - zraniona, że ją sfilcowałam....

No cóż zbieramy nauki i idziemy dalej :)
Tylko nie wiem jakie nauki tak do końca... Czyżby czerwona barwnik potrzebował więcej octu??? A może nie wlałam akurat tam??? A może barwnik był stary? Wszystko możliwe. Ostatnio często i gęsto mam zaćmienia umysłu więc wszystko możliwe, że octu nie wlałam....

No sfilcowane aż tak mocno nie jest więc nie trzeba robić z tego kapci, więc może dałoby się z tego jakąś włóczkę i tak zrobić sobie myślę...

Ale na razie męczę powoli szetlanda w kolorze naturalnym i od razu zapowiadam, że w sprawie farbowania przy szetlandzie powracam do oranżady w proszku, której nowe zapasy przyszły do mnie z UK w poniedziałek :)

Na razie nie mam odwagi ryzykować z czerwienią. Albo może jednak tak?

A czy za dużo octu może zaszkodzić? Gdyby go tak dużo więcej wlać???

No tak - w końcu jak już wszystko wyschło to się sprawa trochę rozjaśniła. Przygotowałam co prawda najpierw drucianą szczotkę Eltona (mojego psa) do rozczesania filcaka, ale obeszło się bez niej. Rozciągnęłam trochę pasy wzdłuż i w szerz, poklepałam, poprzytulałam, domotywowałam, pochwaliłam, przelałam masę ciepła i pozytywnej energii i wyszło mi coś takiego....


Właściwie to kolorki ładne, może nawet z tego coś fajnego być - tak fajnego, że aż nie mogę się doczekać kiedy zacznę to prząść...


A włóczka to White Falkland Top - właściwie to ta czesanka była zbita od początku. Nie przyjrzałam jej się  za dokładnie - może jest nienajlepsza, bo fakt była tańsza w porównaniu z innymi.

A może nauką z tej porażki, której nie uważam już za porażkę jest: nie nastawiać się za bardzo kolorystycznie? Przynajmniej teraz na początku, kiedy wszystko jest testowaniem i przyjmować kolory jakie wyjdą traktując farbowanie jako fajną zabawę??? I uczyć się przez doświadczenie?
A przy okazji starać się wyeliminować wszystkie momenty, które mogą prowadzić do sfilcowania....

No właśnie: na razie mój cel: nie filcować :)

Z innej beczki

Z innej beczki


Ostatnio byłam w sklepie z koralikami i kupowałam trochę w prezencie pod choinkę - no i cóż - nie omieszkałam kupić też dla siebie.... Ale tylko dwa :)
Od razu zobaczyłam w nich zrobione znaczniki, używane w dzierganiu... tak mi się spodobały, że rach ciach i machnęłam sobie takie dwa....

A teraz leżą na biurku i sobie na nie patrzę, bo na razie nie drutuję niczego gdzie takie markery byłyby potrzebne.
No ale już wkrótce!
Tylko skończę ten niebieski sweterek...
Ale jak go skończyć jak przyszła czesanka i barwniki????
No jak?
Może ktoś mi podpowie...


Radość o poranku.

Radość o poranku.


Nadeszła czesanka. Będę szaleć...
To na lewo to 400 g Merino a na prawo 100 g Shetland.
Kocham Merino, ale gdzieś przeczytałam, że ktoś nie lubił prząść merino???
Wcale nie słucham tego, że trudne jest, albo co - ja na pewno lubię :) He, he - ja wszystko lubię, byle prząść można było....

Tylko jakoś barwniki marudzą i nie dochodzą.... - i jak nie przyjdą to co? Jedyne co mi przychodzi do głowy to barwnik spożywczy w najbliższym supermarkecie. Bo chciałabym najpierw czesankę pofarbować i zobaczyć potem co wychodzi...
Tylko, że gama kolorów kiepska - są tylko czerwone i zielone. A z takiej kombinacji wychodzi kolor raczej: "czy ja wiem, czy ja aby taki chcę..."

No cóż zabieram się najpierw za szetlanda i daję kolorkom szansę dojścia... - jutro???

Moje słoneczka - czyli własne włóczki....

Moje słoneczka - czyli własne włóczki....

No to efekty przędzenia są - wymalowane, ususzone, naciągnięte, zwinięte w motek.
Najpierw obie razem:



To jest 100 g mieszanki: BFL czyli wełna Blue Faced Leicester - 70%, 15 % kaszmir i 15 % jedwab. Kaszmir jest super miły a dodatek jedwabiu dodaje włóczce super miękkości. Skręt z dwóch nitek, drutki nr 4 - 4,5, farbowana barwnikiem do jajek w różnych kolorach. 
Farbowana była czesanka a wyglądała ona wtedy tak jak w tym wpisie.
Wyszło 119 m i zrobię z tego jakiś mały komin - otulacz, bo metrów za dużo nie ma.


A to jest 100 g British Wensleydale 100% wełny. Skręt z dwóch nitek, drutki nr 4 - 4,5. Wyszły 84 metry i dlatego niebardzo wiem, co z tego zrobić więc poczeka na coś podobnego do połączenia, albo dokręce trochę później i spróbuję zabarwić na podobne kolory.
Dla odmiany od poprzedniej włóczki potrzebowałam trochę weselszych kolorów i uzyskałam je farbując w oranżadzie w proszku.

To jest praca moich ostatnich 10 dni. Jestem dumna z siebie, bo jak na pierwsze, to włóczki całkiem niezłe :) Tak mi się przynajmniej wydaje....

Jak się przędzie na wrzecionie?

Jak się przędzie na wrzecionie?

Też długo nie wiedziałam, wydawało mi się to niemożliwe, no bo jak to - od tego jest kołowrotek..
A tu proszę - okazuje się, że można.
I wrzeciono jest bardzo praktyczne, bo zawsze można zabrać je ze sobą, albo ukręcić trochę włóczki siedząc z innymi w towarzystwie a nie bedąc tylko tam, gdzie się zmieści kołowrotek...

Zapowiadam też, że nie omieszkam też kręcić publicznie, z tym, że na razie jest trochę zimno, by siedzieć w parku na ławce i gołymi palcami maltretować wełnę - no a w rękawiczkach nie da rady.....

A uczyłam, się kręcić według tego filmu - i na razie jestem jeszcze na tym etapie, no ale to wprawa czyni mistrzem, a za mną dopiero 250 g czesanki :)


Pierwsze kolorowe eksperymenty...

Pierwsze kolorowe eksperymenty...


... czyli farbowanie czesanki...
No i nie jestem za bardzo zadowolona z moich kolorystycznych pomysłów....

A to jest tak jak się śpieszymy i nie mamy cierpliwości czekać na inne możliwości.
Po prostu chciałam, mało chciałam - wręcz pożądałam ufarbować czesankę. Ale w czym??? W cebuli, albo w burakach ćwikłowych, a może w herbacie????

You Tube podpowiedział mi: barwnik do jajek wielkanocnych - wiedziałam, że w domu miałam - no, ale okazało się, że intensywność koloru czerwonego pozostawiała do życzenia, a wrzosowy okazał się fioletowym - natomiast żółte tabletki nie chciały rozpuszczać się w zimnej wodzie.... Czyli moje plany kolorystyczne spaliły na panewce i musiałam zdać się na: co będzie, to będzie....
Nie mówiąc już o tym, że podchodziłam z lekką niepewnością do tego, czy aby gotowanie wełny mi jej nie sfilcuje???

W końcu farbowanie technicznie wyszło mi elegancko - nic się nie pofilcowało, a kolorki takie, jak na zdjęciu... I o ile: no mogą być - jak na pierwszy raz - to się trochę główkuję jak je połączyć i obawiam się trochę efektu końcowego, bo: to nie był dobry pomysł pofarbować w czterech kolorach...

Ale niech dzieje się co chce!
Trzymajcie kciuki, by efekt końcowy nadawał się kolorystycznie do udziergania czegoś, bo to ta włóczka: 70 % BFL, 15 % kaszmir, 15 % jedwab - a wymyśliłam sobie, że będzie z nich komin, bo mam tylko 100 g - a metrów nie wiem jeszcze ile, ale na mniejszy komin powinno starczyć... - Tylko oby kolorystycznie nie powodował oczopląsu....
Wełenka Wensleydale

Wełenka Wensleydale



W tej chwili wygląda to tak:
Jeden kłębuszek, jedna część na wrzecionie i jedna jeszcze na wolności.

Uporałam się z włóczką Wensleydale - nie powiem, że bez wzlotów i upadków - strasznie długi czasami włos plątał mi się niemiłosiernie, wszystkiego było za dużo, ale go w końcu opanowałam i chyba opracowałam własną jego metodę przędzenia....

Podzieliłam na węższe pasy - albo samo się podzieliło. Potem doczytałam, że tak się robi, więc przestałam mieć nieczyste sumienie, że coś robię nie tak...

W każdym razie nie mogę już się doczekać kolejnego etapu - farbowania....
O ile nie poplątałam czesanki, to mam nadzieję nie sfilcować teraz włóczki....
Moje pierwsze czesanki....

Moje pierwsze czesanki....

Wiec tak - zdobyłam nowy zawód: prząśniczka - zamówiłam, a co ? - o tym w poprzednim poście. No bo ja jestem kobieta pracująca i żadnej pracy się nie boję - jakkolwiek lubię jeśli praca przynosi przyjemność. No a przędzenie wełny bardzo już lubię :)

Dodgers zapytała jakie czesanki sobie sprezentowałam. Hm, szczera odpowiedź byłaby: nie wiem.
A to dlatego, że ja zielona w tym fachu zamówiłam po prostu coś, żeby mieć. Jedyne miejsce jakie przyszło mi do głowy, żeby kupić wrzeciono to było Etsy, a potem z tego, co znalazłam wybrałam sprzedawcę z UK, bo bałam się, że z USA za długo będzie przesyłka szła, a mi się śpieszyło.
Do wrzeciona w komplecie z czesanką dorzuciłam więcej czesanek, żeby coś mieć i tak:

100 g British Wensleydale Wool - wybrałam, bo ładnie wyglądała.



100 g mieszanki poniżej z: BFL, kaszmir, jedwab  - bo chciałam mieszankę a kaszmir i jedwab uwielbiam - może rzucam się na głęboką wodę w przędzeniu, ale właściwie to dlaczego nie?


A jak przesyłka przyszła to zaczęłam szukać. I ile ciekawych rzeczy się dowiedziałam!
Np, że z każdego barana nie wyjdzie taka sama wełna. Są różne rodzaje owiec. I np. szetland to nie tylko modne swetry z lat osiemdziesiątych, ale nazywały się tak dlatego, że szetlandy to gatunek owiec. I tak dalej, i tak dalej - są różne owieczki, będą z nich różne wełenki :)

A 50 g do wrzecionka dorzucone to był roving w kolorze brązowym - a to już nie rodzaj owcy tylko jak rozumiem kłębek czesanki specjalnie spreparowanej, by łatwo było ją przerabiać.
Wyszło z teg coś takiego:


Jestem dumna, że mi się udało coś wymodzić, chociaż wcale mi się to nie podoba. Włóczka jest taka boucle, nierówna, bo taka była czesanka. Nitka jest nierówna, bo takie moje palce, ale i tak nieźle wyszło. Udało mi się nawet zrobić 2 ply czyli włóczkę skręconą z dwóch nitek. Oczywiście kręciłam te nitki źle - w odwrotnym kierunku niż powinnam, ale i tak coś wyszło.

A teraz mam na wrzecionie: Wensleydale Wool - początkowo szło idealnie - równiutka niteczka a potem coś paluchy się grube i niezgrabne zrobiły, zaczęło mi się plątać i miałam już rzucić w kąt kiedy postanowiłam, że po kawałeczku, ale dojdę do perfekcji - perfekcji  mierzonej moją miarką - czyli, żeby można było na to patrzeć i nawet podziwiać. I znowu idzie całkiem dobrze - przerobiłam obecnie jakieś 30 g....

Ale się rozpisałam....

A drutki? Oj na drutach też dzisiaj porobiłam :) Ten niebieski sweterek. Ale już nie mogę doczekać się kolejnego nowego momentu czyli farbowania - życzcie mi w nim powodzenia i trzymajcie kciuki, by się udało, bo będę to robić pierwszy raz....

Copyright © 2016 Drutoterapia , Blogger